12 maja 1992 roku o godzinie 3:30 nad ranem kobieta nawykła do przełamywania barier, uparta i wytrwała aż do wyczerpania, opuściła swój namiot na ostatnim obozie wysokogórskim z jednym celem: zdobyć szczyt góry . Kanczendzonga (8586 metrów), trzecią najwyższą górę na ziemi i dziewiątą szczelinę w jej dążeniu do zostania pierwszą kobietą, która postawiła stopę na czternastu ośmiu tysięcznych. polski Wandy Rutkiewicz, z pewnością najbardziej błyskotliwa alpinistka XX wieku, była pogrążona w ambitnym wyzwaniu, które ogłosiła trzy lata wcześniej, „Karawanie Marzeń”, które, jak miała nadzieję, doprowadzi ją do przejścia ośmiu szczytów o wysokości ponad 8000 metrów w mniej niż rok . Brakowało go do uzupełnienia najbardziej definiującej listy alpinizmu.
Cho Oyu (8201 m) i Annapurna (8091 m) już jesienią ubiegłego roku w ciągu zaledwie jednego miesiąca pobiły rekord ośmiu tysięcy metrów. Za nim czekały Kangchenjunga, Dulagiri, Manaslu, Makalu, Lotus i Broad Peak. A po ostatnim szczycie chwała. Wanda zbliżała się do pięćdziesiątki i była już gwiazdą polskiego alpinizmu –Pierwsza kobieta na K2 i trzecia na Evereście– , zanurzony w olśniewającym pokoleniu wspinaczy, którzy zapisali swoje nazwiska na zimowych półkach Himalajów.
Po meksykańskim śladzie Carlosa CarsolioWanda stawiła czoła szczytowi z tą samą siłą woli, która towarzyszyła jej przez całe życie. Z takim samym zaangażowaniem, z jakim trenował pokonywanie dziesięciu pięter z plecakiem wyładowanym kamieniami, czy z determinacją, która w 1982 roku kazała mu przejść o kulach trasę podejściową do bazy pod K2 po dwukrotnym złamaniu nogi.
„Wiedziałem, że żegnamy się na zawsze”.
Tego dnia Wanda szybko jednak zorientowała się, że nie nadąża za partnerem, który po zdobyciu szczytu i powrocie do obozu IV znalazł się w połowie wysokości, na wysokości około 8200 m, z polskim himalaistą siedzącym w jaskinia śnieżna. Odzyskuje siły.
Carsolio zasugerował, żeby poszedł z nią na dół, ale słowo „poddanie się” nie istniało w jego słowniku. Po prostu muszę się trochę przespać, żeby spróbować następnego dnia. „Wiedziałem, że żegnamy się na zawsze”, przyznał później Carsolio. Nigdy więcej się nie widzieli. Gdzieś 12 maja, a może dzień później — 31 lat temu — Wanda straciła życie i przeszła do historii.
„Nigdy nie proszę o śmierć. Ale nie przeszkadza mi myśl o śmierci w górach. Dla mnie byłaby to łatwa śmierć (…) Większość moich przyjaciół jest tam, w górach, czeka na mnie” – pisał przy niektórych okazjach, gdy Anna Kamenska zebrała się w Historia Wandy Rutkiewicz (Nierówności), błyskotliwa autobiografia polskiego alpinisty.
Od dziecka przyzwyczajona do zaglądania w emocjonalną otchłań — jej brat Jurek zginął, gdy podczas zabawy eksplodowała kula armatnia, zginął ojciec Zbigniew, który wpoił jej nonkonformizm i solidną dawkę stachanowizmu — Wanda ma uczyniła sobie cel życia. Zdeterminowana, by być najlepszą, daleka od zakłócania jej celów, Dopiero nieuniknione niepowodzenia pobudzały jego ambicję.
Ostrzeżenie jego matki
Wyprzedzając swoje czasy, nabrała niewielkich skrupułów – szczególnie wśród części polskiej społeczności alpinistycznej jej pokolenia, która została sprowadzona w zapomnienie przez przewidywanie podboju Everestu – reklamując wyłącznie kobiece liny w jałowych czasach do oglądania i wspinaczki. wzmocnienie. Odznaczała się też niezwykłą świadomością ekologiczną i nierzadko widywano ją napełniającą plecak śmieciami, aby nie zostawiać śmieci w wielkich górach.
niektórzy lubili –Reinholda Messnera Była wśród tych, którzy zawsze jej bronili – przez innych znienawidzona i nikogo nie pozostawiła obojętnym.
Ale Wanda Rutkiewicz, która mierzyła się z Kangchenjungą prawie przez pół wieku, to już nie ta sama alpinistka pełna siły fizycznej z pierwszej, odległej wyprawy w Himalaje w 1975 roku na Gaszerbrumy. Jej odporność osłabiona wypadkami fizycznymi, a być może zmartwiona częstymi nieobecnościami (straciła już w górach dziesiątki towarzyszy), miała wszystko, by się poddać. Ale jak to zrobić? «Chciałabym być jedną z tych kobiet w domu i chodzić z mężem i dziećmi do ogrodu w niedziele…ale nie mogę Opuść górę” – wyznawał przy niektórych okazjach bliskim.
Minęło już ponad 30 lat od jego pierwszych wspinaczek w Sokoliku iw Tatrach w rodzinnej Polsce. I teraz, 12 stycznia 1992 roku, ledwie 300 metrów nad swoim ośmiotysięcznikiem, siedząc na śniegu, też nie chciała się poddać.
Być może po prostu się zatrzymała, przypominając sobie ostrzeżenie matki, gdy Wanda była jeszcze nastolatką, że jeśli jedzie w Himalaje, to nie powinna wspinać się na szczyt Kanczendzongi, bo w Sikkimie miejscowa legenda głosi, że na szczycie, tak blisko miejsca, gdzie pozostała na zawsze, mieszka Bogowie.
„Pionier w mediach społecznościowych. Miłośnik muzyki. Zły student. Introwertyk. Typowy fan piwa. Ekstremalny webinnik. Fanatyk telewizji. Totalny ewangelista podróży. Guru zombie.”