List (zraniony) od Argentyńczyka na wygnaniu

List (zraniony) od Argentyńczyka na wygnaniu

Marcelo Colosi*, współpracownik Prensa Latina

Choć zazwyczaj tam coś piszę, o Argentynie praktycznie nigdy nie piszę; Nie podejmuję się analizy politycznej, społecznej, kulturowej ani jakiejkolwiek analizy miejsca, w którym się urodziłem, wychowałem i spędziłem pierwsze dekady mojego życia. Nie czuję się na siłach, żeby to zrobić, bo mówienie na odległość o czymś, czego nie znamy na co dzień i czego nie doświadczamy na co dzień, może być zbyt pretensjonalne. Na pewno: źle. Obserwuję i wiem coś o wszystkim, co się tam dzieje, ale nie w najdrobniejszych szczegółach; Zresztą wystarczy, że dzisiaj postanowiłam wyrazić coś na temat tego, co kiedyś było moją ojczyzną (mówię „cokolwiek to było”, bo lata odległości nie pozwalają mi już odczuwać tego jako swojej ojczyzny).

Dorastałem w Argentynie, gdzie panuje względna obfitość. Chociaż nigdy nie żyłem w luksusie, jako skromny członek miejskiej klasy średniej zawsze byłem dobrze odżywiony, mieszkałem w przyzwoitym domu ze wszystkimi podstawowymi usługami i miałem możliwość zdobycia wykształcenia w sposób niezbyt biedny (jeśli moje wykształcenie było niedoskonałe (można to przypisać jedynie mojemu lenistwu) mogłem podróżować za granicę i nie doświadczyłem żadnych upokorzeń, które, jak później zobaczyłem, z powodu moich argumentów tam, były powszechne w wielu krajach. W moim dzieciństwie i młodości kraj, który zawsze był podporządkowany i pozbawiony dostępu do wyrafinowania mocarstw północnych – choć duża część tamtejszej specyfiki chciała poczuć się jak jego metafora, w europejskiej wersji Ameryki Łacińskiej – miał charakter europejski. Trochę świetności gospodarczej, a co za tym idzie naukowej, technicznej i kulturalnej. Wielu Argentyńczyków chwali się, że produkuje dwa razy więcej niż ich najbliższy „konkurent”: Brazylia. Dziś gospodarka sąsiedniego kraju przewyższa gospodarkę Argentyny trzy do jednego, jeśli nie więcej.

Wszystko to stanowi wstęp do zrozumienia tego, co powiedział kiedyś z cierpkim humorem rosyjsko-amerykański ekonomista Simon Kuznets, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 1971 r., gdy stwierdził, że istnieją cztery kategorie krajów: rozwinięte, słabo rozwinięte i Japonia. I Argentyna. Dlaczego te dwa ostatnie? Przypadek kraju azjatyckiego, bo stanowi on prawdziwy „cud”: po praktycznie zniszczeniu podczas II wojny światowej – wraz z dodaniem dwóch bomb atomowych na jego ludność cywilną – pojawił się w ciągu kilku lat w straszliwy sposób, przekształcając się w w ciągu kilku dekad jedną z największych gospodarek świata. Dla kontrastu warto przestudiować także przypadek Argentyny (można go nazwać „paradoksem argentyńskim”): jak udało się stworzyć zamożne społeczeństwo, charakteryzujące się wysokimi wskaźnikami tego, co dziś nazywamy „rozwojem ludzkim”, z dużą ilością żyzna ziemia, liczne zasoby wody, ropa naftowa. Ogromne wybrzeże Atlantyku, wielki region przemysłowy, który w pierwszej połowie XX wieku był potężniejszy niż Kanada, Australia czy Hiszpania, mógł w ciągu kilku lat zostać znacznie zmniejszony. I sprawić, że co trzeci mieszkaniec kraju popadnie w biedę? Jak to było możliwe? Jak dotrzeć do tej żałosnej rzeczywistości, w której duża część Twojej młodzieży wierzy, że jedyne wyjście z kraju… jest drogie? (Międzynarodowe lotnisko).

Któregoś razu, aby pokazać ten upadek słuchającym mnie mieszkańcom Ameryki Łacińskiej, opowiedziałem przypadek splądrowania ogrodów zoologicznych, do którego doszło, aby głodni Argentyńczycy mogli zjeść trochę czerwonego mięsa, i nazwano ich kłamcami. Rzeczywistość niestety nie była żartem ani bajką. To nie było kłamstwo: to raczej wydarzyło się w tak zwanym – oczywiście w innej epoce – „krajem krów”.

Dlaczego to wszystko się wydarzyło? Ten bolesny list absolutnie nie jest miejscem na szukanie wyjaśnień dla tak skomplikowanych zjawisk. Tak, można powiedzieć – wierzę bez obawy, że się mylę – że to wszystko nie jest dziełem „złych rządów”. Jest to fałszywe wyjaśnienie i powiedziałbym, że stanowi atak na inteligencję i cynizm, w wyniku którego masy – które zawsze są manipulowane – stają się kozłem ofiarnym. Problem ma charakter strukturalny. Nie chcę tego rozwijać i nie czuję, że jestem w stanie zrobić to właściwie, ale trzeba powiedzieć, że neoliberalne plany narzucone w latach 70. i 80. przez dominujące stolice (głównie USA) ) (przy wsparciu swoich młodszych partnerów w Europie Zachodniej) Ta regionalna potęga, która przypadła Argentynie, zredukowała ją do kraju, który był niczym więcej niż biednym, wyczerpanym eksporterem produktów rolnych.

Pamiętam, jak kiedyś uczestniczyłem w spotkaniu organizacji propagującej błędne przekonanie zwane „współpracą międzynarodową”, podczas którego urzędnik w Waszyngtonie bez cienia wstydu powiedział, że „Argentyna zużyła za dużo ropy i dlatego konieczne było jej zaprzestanie .” Wolimy, aby Brazylia była regionem industrializacji Ameryki Południowej, ponieważ nie ma tam zbyt wiele klasy średniej, która konsumuje.” Jest jasne, że prezydenci sprawujący władzę, kimkolwiek są – łącznie z Peronizmem – kierują wyłącznie gospodarką i zawsze na korzyść kapitału Korupcja, duża czy mała, jaka może istnieć To dane marginalne, niemal anegdotyczne i nie to jest powodem naszego cierpienia ani w Argentynie, ani w żadnym innym kraju na świecie.

Nie ma wątpliwości, że Argentyna wkroczyła na szczyt, który w chwili obecnej wydaje się niemożliwy do pokonania. Obecnie ma wygląd kraju Ameryki Łacińskiej, który w zeszłym roku był postrzegany z wielką pogardą przez większość europejskiej klasy średniej. Głodujące dzieci, ludzie proszący o jałmużnę i jawne przestępstwa są efektem globalnej rekonfiguracji spowodowanej przez neoliberalizm, którego polityka skupiona jest na Wall Street lub Białym Domu. To nie „klasa polityczna” spowodowała tę katastrofę. Zawodowi politycy – głodująca, myśląca o karierze klasa średnia – są wszędzie tacy sami: z zawodu kłamcy, którzy zarządzają interesami wielkich ludzi i czasami rozdają okruchy biednym.

Kraj przeżywa katastrofę. To wielka katastrofa, od której, jak się wydaje, nie ma już odwrotu (dlatego tak istotne są przytoczone powyżej słowa Kuznetsa). Rozpacz jest złym doradcą. „Sen umysłu rodzi potwory” – wyjaśnił Goya. Nie mylił się. Dziś ludność Argentyny jest zdesperowana i dlatego może szukać cudownych rozwiązań, co przywodzi na myśl przeludnioną ludność niemiecką szukającą schronienia w mowie szalonego Chrystusa z lat trzydziestych XX wieku. Jeśli niezrównoważona osoba, która bezwstydnie publicznie obraża swoich przeciwników, może być dla prezydenta autorytetem, kochanym i kochanym, to oznacza, że ​​cofnął się. Od procesu junty wojskowej po błazeńskie przeprosiny skrajnej prawicy.

Każda niesprawiedliwość mnie boli i staram się – w miarę moich skromnych możliwości – stawić jej czoła. Ale Argentyna boli mnie bardziej. Miejsce, w którym zakopaliśmy pępek, jest ciężkie. Argentyna jest dla mnie dużym obciążeniem. Widzę, że marzenia o rewolucyjnej transformacji z ideałami socjalistycznymi muszą jeszcze poczekać, bo nie wydaje się to zbyt bliskie. Ból wywołany widokiem upadku czegoś twojego jest bardzo gorzkim bólem, znacznie większym niż ten, który odczuwasz, przyjacielu. Nadzieje nie są stracone, ale…

Rama/MK

*Argentyński politolog, profesor uniwersytecki i badacz społeczny, zamieszkały w Gwatemali (wybrane podpisy)

You May Also Like

About the Author: Nathaniel Sarratt

"Freelance twitter buff. Typowy adwokat kawy. Czytelnik. Subtelnie czarujący przedsiębiorca. Student. Introwertyk. Zombie maniakiem."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *